Pracownia perukarsko-fryzjerska to małe pomieszczenie na tyłach gorzowskiego teatru. Na wszystkich stołach, półkach, półeczkach rozpychają się wysokie peruki, do pinki z kolorowych loków, warkocze, pióra, kapelusze. Aż chce się to wszystko poprzymierzać i powygłupiać przed lustrami. Ponoć każdy tak reaguje, gdy wchodzi tu po raz pierwszy. Nad ławą, przy której pijemy kawę, wisi duży, haczykowaty nos. – Tak, to nos czarownicy – śmieje się Ewa Łuczak, kierowniczka pracowni, która pracę w teatrze zaczęła trzydzieści lat temu.
- Co było pani pierwszym samodzielnym dziełem? – pytam.
– Wąsy do spektaklu „Betlejem polskie”...
– Te wąsy, i cała teatralna przygoda to przez mamę – dodaje Ewa. ,
Mamą Ewy była Alfreda Nowak, czyli legendarna „pani Fredzia”, która przez długie lata kierowała teatralną pracownią. A pracy, szczególnie przy perukach pani Fredzia miała tak dużo, że „przynosiła włosy do domu”. Ewa, wtedy nastolatka, chętnie pomagała mamie.
– Miałam smykałkę do włosa, włos mnie cieszył – tłumaczy.
– Bo wychowałam się w zakładzie fryzjerskim.
Okazuje się, że zanim pani Fredzia trafiła do teatru, prowadziła w latach 60.i 70. zakład fryzjerski „Irenka” przy ulicy Sikorskiego. Klientek było dużo, pani Fredzia wykształciła dziesięć uczennic. A potem budynek mieli wyburzać (dziś w tym miejscu stoi Park 111) i trzeba by było szukać nowej siedziby na zakład.– I wtedy mama zaczęła pracę w teatrze. Było to za dyrektora Andrzeja Rozhina – mówi Ewa. – Początkowo nie było etatu w pracowni fryzjerskiej i wzięli mamę do bufetu. Przez pierwszy sezon biegała więc między perukami a kawą. Po Rozhinie nastały czasy Bohdana Mikucia, Antoniego Baniukiewicza, Marka Mokrowieckiego, Leszka Czarnoty. Sezony się zmieniały, w pracowni perukarskiej wciąż powstawały nowe warkocze, brody i koki. Na początku lat 90. teatralne stery objął Stanisław Kuźnik. To właśnie on zatrudnił córkę pani Fredzi.– Mama przeszła siedmiu dyrektorów, ja tylko trzech: Kuźnika, Ryszarda Majora i obecnego, czyli Jana Tomaszewicza. Pani Fredzia pracowała w teatrze do2014 roku. Zmarła w 2019 roku, miała81 lat. A że historia lubi zataczać koło, obecnie w pracowni znów jest rodzinnie: od sześciu teatralnych sezonów Ewie Łuczak pomaga córka Agnieszka Stanisławska, czyli wnuczka Fredzi Nowak.
Dziewięćdziesiąt godzin na perukę
Agnieszka pracuje z mamą od 2017roku, ale z teatrem związana jest od roku2000, bo przez długie lata prowadziła teatralny bufet. I chociaż studiowała administrację, od dziecka ciągnęło ją do prac manualnych. Ukończyła gorzowskie liceum plastyczne, przez jakiś czas była florystką, a gdy się zwolniło miejsce w pracowni kierowanej przez mamę – postanowiła spróbować czegoś nowego. Przez trzy lata jeździła do Poznania na zajęcia do Międzynarodowej Szkoły Charakteryzacji „Nova Maska”. Nauczyła się charakteryzacji teatralnej, filmowej i „makijażu przez lata”. Trochę pouczyła ją też babcia Fredzia, ale najwięcej skorzystała z doświadczenia mamy. – Wszystko lubię robić, tylko nie tkać – przyznaje. – Tkanie może być uspakajające, ale nie dla Agnieszki. Ona ma rękę plastyczną, bardzo fajnie wychodzi jej charakteryzacja, wszystkie te kreski, kreseczki – mówi Ewa. A tkanie wymaga wielkiej cierpliwości. Zwykłe wąsy potrzebują godziny lub dwóch. Najpierw na tiulowej siateczce rysuje się kształt wąsa, potem przetyka się pojedyncze włoski. Peruki też robi się na siatce, jedna to 90 godzin pracy. Jednak w teatrze nie da się tkać bez przerwy, jest dużo bieżących obowiązków, dlatego perukę robi się zwykle przez miesiąc.
– Jak jedziemy w teren z aktorami, bierzemy główki i tkamy między przedstawieniami – mówi Ewa.
Często też przerabia się peruki zalegające w magazynie. Agnieszka zwykle z trzech starych robi jedną, tym samym oszczędza na czasie i materiale. Wąsy, peruki, dopinki trzeba umocować na aktorze tak, by nie spadły podczas przedstawienia. Wąsy przykleja się klejem lub taśmą, zależnie od tego, jak reaguje skóra aktora. Po każdym spektaklu trzeba zarost obejrzeć, wyczyścić z kleju, wyprać w acetonie. Ewa wspomina: – Było takie przedstawienie „Gwałtu, co się dzieje”, podczas którego kobiety na scenie zamieniały się w mężczyzn, mężczyźni w kobiety. Cały zespół miał wąsy i brody. I na próbach aktorzy musieli „ograć te wąsy”. Stale je przyklejali i ściągali. Potem wszyscy mieli zdartą skórę pod nosami... Peruki, warkocze przypina się wsuwkami. Czasem aktorki zapewniają: „dość już wsuwek”, potem, szczególnie gdy głowa świeżo umyta, warkocz spada na scenę... Czasem też aktorki narzekają, że zbyt mocno się je maluje. I wtedy Agnieszka tłumaczy: „światło zje makijaż”. Na scenie zdarzają się różne wpadki. Za swe największe potknięcie Ewa uważa „fryzurę Kopciuszka”. – Miałam za kulisami szybko zmienić perukę aktorce z „domowej” na „balową”. A tu okazało się, że peruka była nabita na główkę szpilkami i na niej czesana. Czas gonił. Zdzierałam na siłę perukę, na szczęcie się nie podarła. To była nauczka, aby wszystko sprawdzać, o wszystkim pamiętać. Ewa często wraca też pamięcią do spektaklu „Ubu król”, bo choć wpadek nie było, spektakl kosztował wiele potu. – Byłam wtedy fryzjerką i rekwizytorką, bo rekwizytorka zachorowała, a w spektaklu wykorzystywano ze 150 rekwizytów. To był ten czas, kiedy nocami siedziało się w teatrze. Teraz też czasami się zdarza, ale kiedyś to było norma: trzy generalne próby przed premierą teatr nie spał, wracaliśmy do domu nad ranem.
Gwiazdy nie stroją fochów
W pracowni gościło wiele gwiazd. Ewa i Agnieszka bardzo mile wspominają współpracę z Anną Seniuk przy spektaklu „Dzień Walentego” oraz z Hanną Śleszyńską i Janem Jankowskim grającymi w „Akompaniatorze”. Oni przejeżdżali z Warszawy, a my, zespół techniczny z Gorzowa, jeździliśmy z nimi w teren... Dwa lata temu na dłużej w Gorzowie zatrzymał się Kacper Kruszewski, bo na deskach teatru Osterwy nagrywano spektakl z jego udziałem „Madame Pylinska i sekret Chopina” w reżyserii Roberta Glińskiego. Pan Kacper pochodzi z rodziny aktorskiej i opowiadał nam o swoim dzieciństwie spędzonym za kulisami – wspomina Agnieszka. Maciej Damięcki, Tomasz Karolak, Artur Barciś, Jan i Błażej Peszkowie to reżyserzy i aktorzy, o których też „tylko dobrze”’ mogą mówić Agnieszka i Ewa. Pan Karolak tak lubił z nami w współpracować, że często powtarzał: „wszystko z Gorzowa zabrałbym do Warszawy”. Obie panie zapewniają, że prawdziwe gwiazdy nie stroją fochów. To kulturalni ludzie, do tego obdarzeni wielkim poczuciem humoru. Agnieszka wspomina też aktorów, których obsługiwała przed laty w bufecie. Szczególnie roześmiany był Witold Pyrkosz. – Często opowiadał nam anegdotę, jak to jechał swoją syrenką, syrenka się zepsuła, milicjant podszedł do niego i powiedział mu słowami z filmu „Pyrkosz, pyrkosz, a nie jedziesz”. Ewa i Agnieszka opowiadają też o fanach gwiazd, polujących na autografy i zdjęcia. – Jak parę lat temu był u nas Paweł Deląg, dziewczyny piszczały pod drzwiami. Ale nasi gorzowscy aktorzy też mają swoich wielbicieli.
Kopniak na szczęście
Ludzie pracujący w teatrze, czyli miejscu magicznym, bardzo szanują teatralne zwyczaje i wierzą w przesądy. Zgodnie z tradycją podczas „zielonych przedstawień”, czyli spektakli po raz ostatni granych na scenie, aktorzy robią sobie żarty. – Na przykład do wielkiego kartonu, który miał być pusty, wchodzi aktor. I drugi aktor, który miał nosić karton, nie może go podnieść – śmieje się Ewa. – Publiczność zwykle tych żartów nie zauważa, a my chichoczemy za kulisami.– Albo ktoś na scenie puka do drzwi, bo tak jest w scenariuszu, a tu niespodziewanie drzwi się otwierają, ktoś wchodzi zdziwiony aktor musi to jakoś ograć....A przesądy? Nie wolno gwizdać w teatrze – aby potem nie wygwizdano roli. Nie wolno gryźć słonecznika – bo wygryzą. Nie obcina się włosów przed premierą – bo obetnie się rolę. I najważniejsze. Kopniak na szczęście. Przed premierą wszyscy się kopią. Aktorzy, pracownicy techniczni, administracyjni. Nawet dyrektor. Agnieszka ma dwoje dzieci: osiemnastoletniego Kacpra i dziesięcioletnią córkę Zuzię. Dziewczynka jest utalentowana plastycznie i bardzo pomysłowa. Kto wie, może też będzie pracować w teatrze, jako czwarte pokolenie?
Poznaj WebWave i twórz strony internetowe bez kodowania!
Jeśli chcesz tworzyć samodzielnie strony internetowe bez kodowania, to koniecznie zapoznaj się z aplikacją WebWave.
Daje ona wolność w tworzeniu własnych projektów, jak również możesz skorzystać z gotowych szablonów, które na pewno spełnią Twoje oczekiwania.
W WebWave możesz stworzyć strony internetowe z dokładnością co do 1px. i nie musisz znać kodu żeby dokładnie ustawić wszelkie elementy. Wszystko odbywa się w bardzo prosty sposób, na zasadzie drag&drop, czyli przeciągnij i upuść. Masz dostęp do bezpłatnej bazy zdjęć, możesz tworzyć wiele interesujących animacji, dzięki temu twoja strona będzie żyła.
A jeśli interesuje Cię tworzenie stron internetowych dla swoich klientów, to w WebWave jest to możliwe!
Jeśli chcesz stworzyć stronę internetową, to koniecznie sprawdź możliwości WebWave. Dokonaj bezpłatnej rejestracji i przekonaj się jakie to łatwe i zdecydujesz, czy chcesz korzystać z WebWave.
Nie czekaj i kliknij w poniższy przycisk, dokonaj bezpiecznej, bezpłatnej rejestracji:
Hanna Ciepela
Źródło: Gorzowskie Wiadomości Samorządowe